Ceny w Egipcie rosną, ale życie nadal jest tam o 40% tańsze niż w Polsce. Ale to się może szybko zmienić. Inflacja zapowiada ekonomiczną katastrofę.

Niestety ceny w Egipcie rosną i nic nie uchroni nas przed drożyzną. To skutek inflacji, która od stycznia 2017 r. utrzymuje się w Egipcie na poziomie 30%. W ciągu trzech miesięcy po uwolnieniu przez bank centralny kursu egipskiego funta (EGP) inflacja wzrosła niemal trzykrotnie, proporcjonalnie do spadku wartości egipskiej waluty. Dla porównania w Polsce wynosi ona poniżej 3%, a i tak narzekamy na rosnące ceny.

Po rewolucji za jednego dolara kupowałem w kantorze średnio 8 EGP. Od jesieni 2016 r. na czarnym rynku już prawie 30 EGP. Nagle mój portfel stał się bardzo gruby. Z początku wydawało mi się, że podczas najbliższego wyjazdu do Egiptu będę mógł pozwolić sobie na więcej.

Niestety bardzo się łudziłem, moje funty zaczęły topnieć w oczach. Bo co mi z tego, że mam sporo egipskich pieniędzy, skoro za wszystko muszę płacić więcej? Liczy się wartość nabywcza, a nie nominalna.

Kiedy po raz pierwszy pojechałem do Egiptu w 2003 r., wziąłem ze sobą tylko 100 dolarów. Tyle musiało mi wystarczyć na trzy długie miesiące od października do grudnia. Miałem o tyle dobrze, że nie płaciłem za mieszkanie i wyżywienie.

Zaciskałem pasa, żeby stać mnie było na kawiarnie i żebym mógł kupić wszystko, czego potrzebowałem: kosmetyki, słodycze, napoje itd. Przywiozłem do Polski nawet kilka książek. Dzisiaj na pewno nie wyrobiłbym z tak skromnym budżetem.

Czy oszczędzać na jedzeniu w Egipcie?

Mam swoje ulubione miejsca, które do całkiem tanich nie należą. Ale bez przesady. Jadam tylko tam, gdzie zwykli Egipcjanie, a miejsc dla cudzoziemców unikam jak ognia.

Obiad w Kairze to jakby nie liczyć przynajmniej 55 EGP na osobę. Mam na myśli np. zupę z soczewicy i koftę z frytkami z sałatką. Lecz wcale się nie zdziwię, jeśli wkrótce zapłacę średnio 20 EGP więcej.

W McDonald’s wyjdzie dokładnie na to samo, ale żarcie będzie z psiej budy.

W Luksorze od lat stołuję się w zaprzyjaźnionej knajpce na zachodnim brzegu, gdzie za 35 EGP mogę najeść się jak egipski basza. Na mój ulubiony zestaw składa się połowa kurczaka z rożna, zupa, warzywa i fasola w sosie, ryż, sałatka i chlebki bez limitu.

Mniejszy głód zaspokajam dwiema połówkami „bereta” nafaszerowanego duszoną wątróbką z cebulą za 7 EGP. Wegetarianie posilą się jeszcze taniej. Standardowe koszeri kosztuje 5 EGP. Za dychę nie da się takiej ilości wchłonąć.

Obawiam się, że gdy jesienią wrócę do Luksoru, knajpka może już nie istnieć. Żaden biznes nie utrzyma się bez klientów, a tych zaczęło stopniowo ubywać. Do tej pory atutem tanich restauracji były niskie ceny, ale przecież pójdą one w górę, bo cała żywność drożeje, a zwłaszcza mięso.

W egipskiej diecie mięso nigdy nie odgrywało tak znaczącej roli jak w polskiej, ale znów staje się rarytasem, na który mogą sobie pozwolić nieliczni. Zupełnie jak w czasach faraonów. Wołowina i produkty mleczne są w Egipcie wyjątkowo drogie.

Nie inaczej jest z towarami z importu, np. zachodnimi kosmetykami. Wolę przywieźć je ze sobą z Polski, gdzie są tańsze o kilka złotych, niż kupować na miejscu. Teoretycznie mogę kupić w egipskim supermarkecie polską czekoladę czy musli, ale są to rzeczy horrendalnie drogie. Tak mniej więcej trzy razy droższe niż w Polsce.

Z kolei dobrych egipskich alternatyw raczej nie ma. Jeżeli chodzi o egipskie słodkości, to lepiej zamówić coś w cukierni lub kawiarni, niż kupować w sklepie produkt fabryczny.

Alkohol można dostać u Koptów, ale wszędzie poza Aleksandrią ceny będą bardzo wysokie, co wcale nie znaczy, że uzasadnione czymś więcej niż nieposkromiona pazerność kupców. Litr naprawdę dobrej wódki na zachodniej licencji kosztuje mniej więcej 120 EGP, a piwo Stella w puszce 0,5 l – 10 EGP (w lokalu raczej nie zejdzie poniżej 15 EGP).

Ale ceny są ruchome i lubią sięgać szczytów absurdu, więc trzeba próbować cierpliwie je zbijać. Co wcale nie jest łatwe, zwłaszcza że na horyzoncie czają się podwyżki.

Miałem piękny sen, że odstawiam na bok egipski ful i dla odmiany robię polskie śniadanie: chleb z masłem i żółtym serem lub wędliną i do tego czarna kawa. Oczywiście budzę się zlany potem, bo okazuje się, że po tygodniu bankrutuję z powodu moich europejskich fanaberii.

Dieta zwykłych Egipcjan

Żółty ser i masło, oczywiście zakładając, że są najwyższej jakości, czyli z importu, kosztują w Egipcie krocie, co najmniej dwa razy tyle, co w Polsce. Wędlina za to jest wszędzie paskudna, ale również bardzo droga. W Polsce za 50 zł można kupić kilogram wyśmienitej szynki bez konserwantów i glutaminianów.

Za te same pieniądze w Egipcie dostanie się wyrób wędlino-podobny o nieznanym składzie, zapewne wyprodukowany przez chińskie zakłady naftowe. Mała puszka sardynek jest opcją bezpieczniejszą (od 10 EGP w górę).

Za chlebem przypominającym polski trzeba się dużo nachodzić. Jak się go już znajdzie, to wygląda i smakuje jak ciasto mrożone z Lidla, czyli jest w ogóle niejadalny. Ostatnio kosztował 10–15 EGP i moim zdaniem są to pieniądze wyrzucone w błoto. Wolę podłużną bułkę typu „krokodylek” za 25 piastrów. To znaczy teraz już chyba za pół funta, jeśli jestem na bieżąco z inflacją.

Kiedyś kupowało się całą reklamówkę krokodylków i to, co z nich zostało, dawało się kozom, bo szybko czerstwiały. Te czasy już się skończyły. Wydatki na podstawową żywność w Egipcie trzeba planować rozważniej.

Mała czarna w kawiarni kosztuje 2 EGP. Tyle płaciłem na Heliopolis w stolicy. Nigdy nie zapłaciłem więcej niż 5 EGP bez względu, czy to był Kair, Aleksandria, Luksor czy Asuan. Czas pokaże, czy będę musiał zmienić swoje zwyczaje. W razie czego jestem gotów podjechać metrem do innej dzielnicy. Na razie płacę za bilet tylko 1 EGP, ale w przyszłym roku będę musiał zapłacić 4 EGP.

Samochód też niezbyt się opłaca. Benzyna kosztuje już prawie 5 EGP za litr dziewięćdziesiątki dwójki. Niedawno lało się ją do baku za mniej niż 2 EGP. Co i tak było drożyzną w porównaniu do starych dobrych czasów sprzed rewolucji.

Przeliczam z funtów na dolary, a z dolarów na złotówki i nadal wychodzi nieźle. W czym więc problem? W tym, że nie liczy się wyłącznie czubek mojego polskiego nosa. Ja przywożę do Egiptu dolary, ale Egipcjanie tyrają za zdewaluowane funty.

Zarobki w Egipcie są bardzo niskie. Statystyki donoszą, że średnia płaca to ok. 6 tys. EGP (czyli niecałe 2 tys. zł), ale nie spotkałem żadnego szczęściarza, który by tyle zarabiał. Dochód większości moich egipskich przyjaciół zwykle zamyka się w liczbach 1200 – 3000.

Najniższa płaca w Egipcie wynosi zaledwie 750 EGP. Oczywiście o ile ma się pracę. Przeliczcie to teraz na złotówki, a najlepiej realną siłę nabywczą funta. I rozdzielcie pomiędzy członków typowej egipskiej rodziny wielodzietnej z niepracującą żoną. Ja znam tylko zwykłych Egipcjan, którzy są ciągle pod kreską.

W Egipcie jest drogo

I będzie coraz drożej. Mam na myśli sytuację głównie Egipcjanin, ale również turystów z Polski, którzy mogą spodziewać się gorszego standardu usług za te same pieniądze.

Muszę jednak zastrzec, że nie orientuję się w cenach rynkowych i marżach obowiązujących w kurortach. Nie mam pojęcia, ile kosztuje np. drink w barze, obiad w restauracji hotelowej czy nurkowanie w morzu, bo nie korzystam z takich atrakcji.

Moje doświadczenia dotyczą zwykłej egipskiej ulicy i codziennych sytuacji. Zapewne różnie to wygląda w różnych miejscach. Poza tym blada cera wywołuje u kupców szczególne poruszenie i ceny wtedy automatycznie rosną. A od tego, gdzie i przede wszystkim KTO zależy w Egipcie bardzo dużo.

Dla samych Egipcjan ich odziedziczona pozycja społeczna określa jakość całego życia. Dunya keda (Takie jest życie), jak się tu mówi.

Z przerażeniem obserwuję, jak wskutek inflacji i galopujących cen w Egipcie pogłębia się już i tak ogromne rozwarstwienie społeczne. Jak narasta gniew i frustracja stale upokarzanych ludzi. Jak po rewolucji, która miała przynieść wolność i dostatek, umierają nadzieje na lepsze jutro.

* * *

Uwaga! Powyższy artykuł przedstawia sytuację z ok. 2016 roku, więc podane ceny za towary i usługi w Egipcie są już od dawna nieaktualne. Mimo to inflacja i jej skutki społeczne opisane w moim artykule nie ulegają zmianie do dzisiaj.

Postawisz mi kawę?

Stawiając mi kawę, doceniasz moją wiedzę i doświadczenie, którymi dzielę się z Tobą gratis za pośrednictwem mojej strony internetowej i mediów społecznościowych oraz wspierasz rozwój moich przedsięwzięć w Egipcie. Dziękuję!

Postaw mi kawę na buycoffee.to

author image

Autor: Kamil Zachert

Przewodnik po Egipcie i promotor kultury egipskiej, uczestnik wykopalisk archeologicznych w Egipcie i innych badań naukowych związanych z Egiptem, organizator indywidualnych historyczno-krajoznawczych wypraw do Egiptu adresowanych do ambitnych pasjonatów wiedzy i przygody.

9 komentarzy

  1. Bardzo ciekawie opisujesz swoje wrażenia po Egipcie. Są to bardzo istotne wiadomości.

    1. Dziękuję bardzo!

  2. Właśnie wróciłam z mojej pierwszej w życiu podróży do Egiptu, zwykły urlop z nurkowaniem. Przez cały urlop widziałam ludzi ciężko tyrających w hotelu po kilkanaście godzin dziennie i często myślałam o tym, czy należą dzięki tej pracy do grona uprzywilejowanych, którzy mają w ogóle pracę (tutaj też dostęp do napiwków w dolarach), czy jednak należy im współczuć. To m.in. dzięki ich taniej sile roboczej my możemy sobie w ogóle pozwolić na takie wakacje. Nie widziałam niestety zbyt wiele „prawdziwego życia”, a to, co widziałam, było raczej przygnębiające.

    1. Za kulisami Twojej wypowiedzi kryją się dwa wątki. Po pierwsze sytuacja ekonomiczna, wręcz egzystencjalna szeregowych pracowników egipskiej branży turystycznej. Ludzi, którzy często nie mają żadnych umów o pracę lub proponowane im warunki finansowe są tak nędzne, że aby cokolwiek zarobić, muszą „wyłudzać” bakszysze, narażając się na irytację, a nawet pogardę ze strony uprzywilejowanych turystów. Wiem, jak to wygląda z perspektywy Egipcjan pracujących w kurortach na najniższych stanowiskach, dlatego zalecam dawanie napiwków. Masz rację, że większość z tych ludzi tyra naprawdę ciężko, toteż warunkowanie im napiwków od własnego dobrego nastroju tudzież widzimisię jest wyrazem upośledzonej empatii względnie egoizmu człowieka sytego, który nie potrafi zrozumieć, że świat nie kręci się wokół niego i warto, choćby dla rozwoju własnej świadomości, zdjąć koronę z głowy i dać innym coś od siebie, a nie tylko zagarniać.

      Po drugie, choć jest to już mniej widoczny problem, etyka turystyki zorganizowanej. Turystyka masowa, zwłaszcza ta realizowana w kurortach, rozwala w drobny mak tradycyjne struktury społeczne, rozdziela bliskich na bardzo długie okresy, powoduje ubóstwo lokalnych przedsiębiorców, którzy nie mając dostępu do „hotelowych” kontraktów, wyrzucani są na margines rynku. A wraz z nimi ludzie, którzy dzięki nim utrzymują swoje rodziny. Patrząc na to wszystko szerzej, turystyka kurortowa to patologia, niszcząca co popadnie i schlebiająca płytkim gustom, co też rzutuje na społeczeństwo. Można wspomnieć jeszcze o zagrożeniach dla środowiska naturalnego, takich jak na przykład obumieranie rafy koralowej.

      1. Dzięki za to, co tu tworzysz. Za tydzień pierwszy raz pojadę do Egiptu. wyjazd z maluchami, więc nie wychylę nosa z kurortu i nie zobaczę prawdziwego świata.
        Nie do końca rozumiem jednak to, że kurorty tworzą patologię.
        W moim rozumieniu to jednak „wielki supermarket” i jasne, że zyski czerpie zarząd, ale produkty, które w kurortach się sprzedają (ot choćby cała żywność) gdzieś i przez kogoś poza kurortem musi zostać wyprodukowana. Rozumiem, że to pewnie są przetargi i wielkie firmy, ale w tych wielkich firmach pracują zwykli ludzie.
        Mam na myśli to, że ostatecznie chyba lepiej jak te kurorty są, niż jak ich nie ma.
        Mówię to na podstawie własnych doświadczeń z Polski, gdzie weekendowo dorabiałam w drogich hotelach jako animatorka – gdyby nie te hotele i zagraniczni turyści, nie miałabym takiej szansy.
        Raz jeszcze dziękuję za Twojego bloga – z pewnością pozwoli mi on na większą otwartość i zrozumienie w kontakcie z mieszkańcami tego kraju.

  3. Od 1 lipca 2023 rząd Egiptu podnosi i tak już wysokie podatki od turystyki, przypominam, że ten sam rząd w 2021 wprowadził minimalne ceny za usługi hotelowe, co zaowocowało wzrostem cen wycieczek o ok. 40%, no a teraz będzie jeszcze drożej…

    1. Niestety rząd Egiptu próbuje pozyskiwać zagraniczną walutę wszelkimi sposobami, również metodą na zbója. Proceder ograbiania cudzoziemców opisałem w artykule na temat pociągów w Egipcie (zobacz: Zbójeckie ceny biletów na pociągi w Egipcie). Określiłem go szowinizmem ekonomicznym.

      Krótko przypomnę, że od końca ubiegłego roku Egipt wprowadził dwie ceny biletów za ten sam przejazd. Dla Egipcjan cena wyrażona jest w krajowej walucie, ale cudzoziemcy muszą płacić dolarami amerykańskimi kilka razy więcej. Zakup biletu przez cudzoziemca przypomina obecnie jakąś nielegalną transakcję, bo bilety z kasy dworcowej wydawane są po normalnej cenie, tyle że… cudzoziemiec nie dostaje ich do ręki, tylko jakiś odręcznie wypisany papierek z absurdalnie wysoką, jak na standard egipskich kolei, zbójecką ceną dolarową. Uważam, że takie praktyki niestety ustawiają Egipt na pozycji kraju trzeciego świata.

      Wracając do nowych podatków za usługi turystyczne (mowa m.in. o 20% podatku od nurkowania i safari), egipska branża turystyczna natychmiast przerzuci swoje koszty na turystów, którzy oczywiście będą pokrywać je w dolarach. I o to właśnie tu chodzi. Wszystkie usługi turystyczne na pewno zdrożeją. I to nie tylko o wysokość podatku, ale jak zawsze w takich wypadkach o większą kwotę „na zapas”. Zwłaszcza że w Egipcie jest ponad 30% inflacja. Przyjeżdżając tu często, za każdym razem obserwuję nieustanny wzrost cen.

      Zaletą Egiptu jako kraju turystycznego zawsze była niska cena i stosunkowo dobra jakość usług. Obecnie koszt pobytu na wakacjach w Egipcie stał się konkurencyjny wobec miejsc, które oferują więcej i lepiej za te same pieniądze.

      1. Mając w jednym palcu aktualne oferty biur podróży z Polski, uważam że Egipt nadal jest jednak najtańszy. Zwłaszcza, że w kwietniu czy maju jest w zasadzie jedynym tanim kierunkiem, w którym jest gwarantowana pogoda. Turcja czy Tunezja cenowo podobne, mają temperatury „kąpielowe” dopiero końcem maja.

  4. Będąc w Tabie rozmawiałem z kelnerką, była z Aleksandrii, widząc ją codziennie zapytałem, jaki mają system pracy i okazało się, że ok. 16 h pracy na 8 h przerwy i 1 dzień wolny na 7 dni. Szok, bo znam branżę gastro. Za każdym razem zostawiałem 2 euro na szafce przy łóżku za posprzątanie. Dla mnie to nie wiele, a i samo 2 euro też nie wiele warte jest, było to co prawda z 10 lat temu, ale Ci ludzie zasługują na tipa. Kto z nas by chciał tak harować. Nie wiem czy to prawda, ale niektórzy pracownicy pracowali tylko za tipy, pokój i strawę. Więc bez tipów za darmo. Tak mówili. Pozdrawiam.

Skomentuj Agnieszka Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz inne artykuły

Wielki Sfinks w Gizie
Logo Grand Egyptian Museum
Uczestniczka wyprawy do Egiptu z Polskim Egipcjaninem
Jedna z małych piramid w Gizie
Tell el-Amarna, czyli starożytne Achet-Aton
Rzeźba kobry egipskiej

Zadecyduj, jakie treści będą się ukazywać na blogu o Egipcie!

Pomóż mi dostosować treści na moim blogu do Twoich potrzeb i zainteresowań i odpowiedz na 16 pytań w anonimowej ankiecie.
 
Chcę wypełnić ankietę
close-link
Pokaż link do ankiety