Podoba mi się hasło „Egipt – tu wszystko się zaczyna!”. Jako znawca historii i kultury cywilizacji egipskiej szybko dostrzegam jego głębokie znaczenie.
W Egipcie naprawdę wszystko się zaczęło. To właśnie w dolinie Nilu powstało najstarsze państwo świata. Ale nie jakieś tam bliskowschodnie miasteczko, otoczone murem z gliny, ale potęga jak się patrzy.
Bogaty kraj rozciągnięty na tysiące kilometrów, z centralną administracją i królem, którego pewnego dnia, długo później zaczęto nazywać faraonem.
Ludzie inspirowali się kulturą starożytnego Egiptu od zawsze. I wciąż się nią inspirują. To dzięki niej wierzymy właśnie w to, co wierzymy i podoba się nam to, co się podoba.
Wcale nie zmyślam. Wpływ cywilizacji starożytnego Egiptu na współczesny świat jest ogromny, choć mało kto zdaje sobie sprawę z tego jak bardzo.
Egipt ojczyzną historii
Egipt od zawsze był też krainą marzeń o potędze i wielkości. Sztuka i architektura Egiptu ukształtowała klasyczne gusta Greków i Rzymian. A zatem i nasze, bo przecież niemal wszystko przejęliśmy z antyku.
Egipskie wierzenia religijne znacząco wpłynęły na monoteizmy judaizmu, chrześcijaństwa oraz islamu. Życie pozagrobowe, niebo i piekło, sąd ostateczny… To przecież nie wzięło się znikąd. Wymyślili to starożytni Egipcjanie.
Można powiedzieć, że każda rzecz, którą zaliczamy do kategorii duchowych, np. wiara, ezoteryka, astrologia, a nawet nasze przesądy (np. feralna trzynastka), prowadzi nas do starożytnego Egiptu.
Egipt to fundament ludzkiej cywilizacji, „Matka Świata” (Umm id-Dunya), jak mawiają jego dzisiejsi mieszkańcy. I nie ma w tym określeniu przesady.
Współczesny Egipt kontynuuje, w pewnym sensie, tę tradycję. Czyni to w szczególny sposób, nie zawsze rozumiejąc, gdzie tkwią jego korzenie. Ale jego okrzepła naiwność pociąga mnie.
Pierwszy raz w Egipcie
Znalazłem się w Egipcie po raz pierwszy w 2003 roku. Bo zawsze chciałem tam pojechać. Bo marzyłem o tym od dziecka. No i w końcu moje marzenie się spełniło, w wielkim stylu.
Ale zanim dołączyłem do Misji Skalnej w Deir el-Bahari, przez wiele lat zajmowałem się zupełnie innymi rzeczami. Nie miały one nic wspólnego z przygodą. Nie były ciekawe.
Bo nie odkrywałem cudów pod piaskami Egiptu.
Bo nie eksplorowałem nieznanych terenów.
Długo nie doświadczałem niczego więcej, jak tylko ciągłego stresu i lęku o jutro, ciężaru polskiej codzienności. W l. 90. i w początkach millenium naprawdę szarej i pesymistycznej.
Czułem pod skórą, że mój świat, nie tylko ten zewnętrzny, ale przede wszystkim wewnętrzny, musi być gdzieś indziej, za horyzontem. Bo na pewno nie tutaj, nie w tym miejscu.
W którymś momencie życia zatoczyłem wielkie koło i wróciłem do punktu wyjścia. Musiałem zdecydować, co robić dalej. Jakim być człowiekiem. Miotać się szaleńczo jak ćma pod kloszem lampy albo postawić na uśpione marzenia.
Wybrałem.
W Egipcie wszystko zacząłem od początku.