Medytacje w Egipcie to świetny sposób na zgiełk świata. Każdemu przydaje się przerwa od „dzieje się i ja w tym uczestniczę”. Lubię postoje podczas biegu.
Kiedy medytuję, czuję się zrelaksowany i pokrzepiony na duchu. Jak zwykle głowa kipi mi od pomysłów, z których większości… nigdy nie zrealizuję. Bo się po pewnym czasie wypalę lub po prostu zabraknie mi czasu.
Egipcjanie uważają dobre plany za namiastkę czynu. To fajna filozofia, bo zdejmuje z barków ogromny ciężar, jeśli coś nie wyjdzie.
W naszej kulturze mówi się dużo o odpowiedzialności, która znaczy mniej więcej tyle, co rzetelne odgrywanie ról społecznych (rodzic, który dba o dziecko; dłużnik dotrzymujący terminów; trzeźwy kierowca itd.). Ale mało kto podnosi to pojęcie do wyższej rangi.
Moim zdaniem odpowiedzialność nierozerwalnie łączy się z samoświadomością.
Być odpowiedzialnym to myśleć i działać w inny sposób niż pod dyktando cudzych opinii.
Musisz wiedzieć, kim naprawdę jesteś i jakie są wewnętrzne konsekwencje twoich czynów. Czy są zgodne z twoją motywacją i osobowością.
Czasami świat wydaje mi się obcym miejscem. Ludzie chwalą się tylko tym, co im wyszło. Za to milczą skrupulatnie o porażkach. To wypacza postrzeganie rzeczy.
A gdybym tak, wbrew modzie na sukces, napisał o tym, jak pokpiłem sprawę? Pewnie ktoś zaraz napisałby w komentarzu o bólu dupy i tym podobnych. Na avatarze zobaczyłbym język wepchany w policzek albo ogromnego fucka. Tak, niestety dla wielu istota rzeczy to caffe latte ze Starbucksa.
Mam wielką potrzebę samotności.
Moja aktywność rozkłada się po połowie: na życie zewnętrze i wewnętrzne. To idealny duet.
Egipt nie zwalnia mnie z odpowiedzialności za dobrostan psychiczny. Nawet tam lubię pobyć trochę sam ze sobą, pogrążyć się w zadumie. Wybieram sobie kawałek skały, na której przysiadam, lub szczelinę, do której wpełzam niczym św. Antoni, i medytuję przez kilka godzin. A potem, usprawiedliwiony głosem z własnego środka, wracam do krainy żywych.
Medytujcie nad brzegami jezior, jeśli nie ma w pobliżu żadnych skał i szczelin. Każde miejsce jest dobre, by rozmyślać o istnieniu tak głęboko, że aż bierze strach. Ja nie oddałbym tych chwil nikomu.
Wyobraź sobie, że wyciągasz wtyczkę z kontaktu. Znika z twojej głowy zgiełk świata, milkną wyrzuty sumienia, wszelkie osiągnięcia wydają się głupie i nierealne. Liczy się tylko tu i teraz, i ty jako punkt. Oczyszczasz się z brudu i powstajesz na nowo.
Mam swoje własne tempo, z nikim nie muszę rywalizować i donikąd się spieszyć.
Niektórzy ludzie wchodzą do piramidy, żeby pobrać z niej jakoby energię. Czują się lepiej, kiedy zmuszają się do działania. Stąpając w dół korytarzem, uczestniczą w swoistym akcie inicjacji. To pradawny rytuał, dzięki któremu czują się zakorzenieni. Ale w komorach piramidy nie ma nic.
Prawdziwa moc to zgoda na nieuczestnictwo.
Istniejemy tylko do pewnego stopnia, bo wszystko jest złudzeniem. A na pewno drętwą semantyką. Nawet w Koranie można doczytać, że życie ludzkie to gra i zabawa.
Ja sam uważam, że można o tym mówić raczej mniej niż więcej. Poza skalą alfabetu jest tylko wiara, o której nic mądrego nie da się wymyślić. Mimo to dużo o niej mówimy. Chcemy dotknąć bytów niematerialnych. Im częściej się przewracamy, tym chętniej sami sobie podstawiamy nogę.
Ale potrzeba wiary wyraża się właśnie w tym, że zwykłe fakty znaczą zbyt mało.
I znów wróciłem w to samo miejsce, zatoczywszy koło. Lubię w czasie przerwy od pracy przemierzać poplątane szlaki własnego umysłu. Może właśnie to jest najważniejszym z moich zajęć. Jeszcze nie odkryłem nic lepszego, co by tanio, skutecznie i na długo ożywiało mojego trupa.
Jesteśmy paradoksalnym gatunkiem, jeśli wolno mi zabrać głos w imieniu całej ludzkości.