Szam el Nesim *
(odetchnienie wiatrem)
Szare nasze Misiri
słońce chłoszcze płomieniem
gorzkim a pełnym jadu, chorobą je trawi,
która wysusza wargi, w smutek serce strąca.
Słodkie nasze Misiri
radosnym zgromadzeniem
cieszy się, trosk niepomne, stroi się i bawi,
przeraźliwej nie boi się tyranii słońca.
*
Radosne Szam el Nesim drzwi wiosny otwiera,
nasze wiejskie święto niewinne.
Pustoszeją ulice gwarnej Aleksandrii.
Każda egipska dusza z domu się zabiera
pod namiot. Chce świętować Szam el Nesim z nami.
Zewsząd, fala za falą, płynie
rzesza tych, co kochają festyn. I w Gabari
ciżba jest, i nad modrą, senną
Mahmudią. Meks, Muharram Bej, Ramli pękają
w szwach. Wsie się ubiegają, która nas obdarzy
największą liczbą wozów: w nich ludzie witają
okazję błogą, lecz solenną.
Albowiem Egipcjanin ceni swoją godność
i w świętowaniu. Kwiatów chwałą
stroi fez, ale twarz przenigdy się nie zmienia,
nieruchoma. Dziarsko mruczy on monotonną
pieśń. Dużo w jego myślach jest rozochocenia,
ale w gestach bardzo go mało.
Nasze Misiri nie ma obfitej zieleni,
rzadko tryska tu rzeźwa woda,
nie ma gór, które cieniem szerokim osłonią,
ale są czarodziejskie kwiaty, te płomienie
trysłe z pochodni Ptaha. Tchną nieznaną wonią,
od której omdlewa przyroda.
Otoczony kręgiem wielbicieli, moganni
sławy w kraju najrozgłośniejszej:
w jego drżącym głosie łka ból miłości, smutno
opiewa płochej Fatmy niewierne kochanie,
bardzo gorzko wspomina Eminę okrutną,
czar Zenaby najpodstępniejszej.
Zimny sorbet i namiot cienisty przegonią
upału i kurzu udrękę.
Godziny jak chwile, jak rumaki ogniste
mkną po gładkiej równinie, a rozwiane płoną
ich grzywy, rozpostarte nad rzeszą, świetliste,
złocą Szam el Nesim przepiękne.
*
Szare nasze Misiri
słońce chłoszcze płomieniem
gorzkim a pełnym jadu, chorobą je trawi,
która wysusza wargi, w smutek serce strąca.
Słodkie nasze Misiri
radosnym zgromadzeniem
cieszy się, trosk niepomne, stroi się i bawi,
przeraźliwej nie boi się tyranii słońca.
(Konstandinos Kawafis Wiersze zebrane w tłumaczeniu Zbigniewa Kubiaka; Warszawa 1992).
* * *
Oryginał wiersza Konstandinosa Kawafisa w pięknej aranżacji wokalno-instrumentalnej:
* * *
* Zobacz też mój artykuł: Święto Sham el-Nessim i tradycja malowania jajek w Egipcie.
Dzień dobry, po raz pierwszy w tym roku byłam w Egipcie, a co wiecej, przez chwilkę w wymarzonej i wyobrażonej Aleksandrii. Po tej mojej Aleksandrii przechadza się Stary Poeta, jak o nim pisał Durrell… chcę wrócić do Egiptu, na razie nie ma na to pomysłu, ale zobaczymy. Dziękuję za Pańską aktywność, no i za zacytowanie Kawafisa, swój człowiek – od razu myślę, Obywatel Miasta Myśli (!).
Istotnie, to wspaniałe egipskie miasto – jakże mało znane dzisiejszemu mieszkańcowi naszego kontynentu! – można doświadczać na trzech poziomach. Poziom pierwszy to Aleksandria „przy Egipcie”, „Świetna i Najświetniejsza” stolica Ptolemeuszów – hellenistycznych władców pradawnej krainy faraonów. Nieme pozostałości z tego okresu, jak i z nieco późniejszych wieków, można oglądać tu i ówdzie rozrzucone na obszarze obecnej metropolii. Wystarczy udać się niespiesznym spacerem do Kom el-Dikka czy na Karmus. Jest też Aleksandria z czasów Kawafisa, czyli ze szczególnie bliskiego naszej europejskiej wrażliwości poziomu drugiego, z tej epoki, w której kobiety jeszcze nie paradowały po ulicach w hidżabach, a powszechnie słyszanymi mowami była współczesna greka czy język włoski. Poziom trzeci to teraźniejsza Aleksandria, to ta gwarna i pachnąca kardamonem i wyziewami miliona samochodów arabska Alex, jak mawiają tu młodzi Egipcjanie – miasto, w którym zamierzchłe archetypy są już tylko echem, a przywołują je na powrót do życia jedynie tęskne marzenia takich wagabundów myśli jak my. W Aleksandrii znajduje się muzeum-mieszkanie poświęcone Kawafisowi. Bardzo polecam je odwiedzić.