Kiedy byliśmy na Gebel Ragab w 2013 roku, turystów przed świątynią Hatszepsut było tak niewielu, że bezrobotni gafirzy podsypiali w cieniu starożytnych posągów.
Teraz są ich tłumy. Ale przecież w Egipcie trwają ferie zimowe, więc nic dziwnego, że niezliczone masy Egipcjan przewijają się po obiektach zabytkowych, mieszając się z zagranicznymi turystami.
Codziennie patrzymy na nich z wysokości Gebel Ragab i zastanawiamy się, czy turyści często zadzierają głowy do góry i przyglądają się naszej pracy. Bądź co bądź stanowimy niecodzienny widok, zwłaszcza gdy następuje „zrzut” i z wszystkich szczelin instalacji wydostaje się „dym”.
Ostatnio zjawia się w Tebach Zachodnich sporo turystów z zagranicy, w tym coraz więcej naszych rodaków, choć wciąż słychać przede wszystkim język rosyjski. Gdy schodziliśmy z dżebla, zaczepiła nas grupa z Polski i… rozpoznała! „To ci od tej rury…” – usłyszeliśmy za sobą.
Skończyły się nasze kłopoty z beczkami, za co należą się wielkie brawa Wojtkowi – w jego rękach szlifierka kątowa potrafi czynić cuda. Na północnym stoku Gebel Ragab wije się teraz dwudziestometrowy wąż blaszanych beczek.
Prędkość zjeżdżania kamieni zależy w głównej mierze od kąta nachylenia tej części instalacji. Jeden stopień w górę za dużo – i kamienie zatrzymują się. Stopień w dół za dużo – rozpędzają się zbyt szybko.
Wydawałoby się, że optymalne ustawienie beczek nie powinno nastręczać aż takich trudności. Jednakże my zawsze bierzemy pod uwagę działanie instalacji jako całości. To znaczy: dwudziestu metrów beczek, czterdziestu metrów dalszej stalowej rynny i 19 wielkich kubłów zawieszonych nad przepaścią 🙂
Każdy z tych elementów instalacji musi idealnie współpracować z drugim. Kilkukilogramowy kamień zrzucony u szczytu Gebel Ragab musi dotrzeć na platformę świątyni Totmesa III, nie czyniąc po drodze żadnych szkód.
Ale kiedy taki kamień pomnożyć przez 100 000 podobnych odłupków czekających u góry na swoją kolej, wtedy można lepiej zrozumieć, dlaczego nie zgadzamy się na techniczne kompromisy.