Chcesz zmienić świat? Nie dosyć, że nie zawrócisz kijem Nilu, to jeszcze utoniesz przy tej robocie. W Egipcie spotkasz się z dziwnymi sytuacjami.
Masz szczęście mieszkać w tej części kuli ziemskiej, gdzie dba się o równo przystrzyżone trawniki i czystość tapicerki w nowym aucie na kredyt. Celebrujesz demokrację i prawa człowieka. Echa konfliktów dochodzą do ciebie z bezpiecznej oddali.
Im bardziej odsuwasz się z fotelem od telewizora, tym twój dystans do świata się zwiększa. Nic nie zakłóca ci dobrego samopoczucia. Ale skutkiem ubocznym życia w europejskim raju jest nadwrażliwość. Źle się czujesz z tym, czego nie znasz. Boisz się, że ktoś zadepcze trawnik, nasika na tapicerkę, odbierze ci spokój.
Jeśli myślisz, że będę nudził o uchodźcach, to się mylisz. To nie ten dzień. Mówię teraz o pewnym obrazie świata, który uważasz za oczywisty, ale który wcale nie jest oczywisty parę tysięcy kilometrów na południowy-wschód od Warszawy. Mówię o równości między ludźmi.
Wszyscy jesteśmy tacy sami w majestacie prawa i we własnym poczuciu sprawiedliwości. Każdego tytułujemy panem lub panią i raczej nie ośmielamy się okazywać sobie braku szacunku, zwłaszcza publicznie. Tak zostaliśmy wychowani, tego nauczyliśmy się w procesie socjalizacji. To jest dla nas oczywiste.
Ale nie dla Egipcjan.
Równi i równiejsi, czyli egipski klasizm
Egipski system społeczny jest mieszaniną klasowości i wykluczenia. To nie jakiś hardcor w stylu hinduskim, gdzie twoją pozycję społeczną na zawsze określa pochodzenie z danej kasty, ale coś pośredniego.
W Egipcie możesz się wybić dzięki szczęściu, pracy i talentowi, ale jest to niezwykle rzadkie i z reguły ograniczone do niewielkiego środowiska. Bo wyższe kręgi społeczne dzieli od niżej pozycjonowanych przepaść ekonomiczna i mentalna uwarunkowana tradycją i prawem.
Ludzie dzielą się na lepszych i gorszych według wykształcenia i zawodów, jakie wykonują. A zawody wykonują takie, na jakie mogą sobie pozwolić z racji uwarunkowań społecznych. Błędne koło. Dla większości Egipcjanin nie ma szans na high life.
Nikt tego głośno ci nie powie, ale ty też nie jesteś święty. Dzielisz ludzi wedle podobnego klucza, tyle że nie okazujesz (zwykle) tego, bo w naszej kulturze to nie wypada. Uspokajasz sumienie, mając gębę pełną frazesów, że żadna praca nie hańbi itd. Praktyka pokazuje co innego.
Egipska rewolucja nie dla pucybuta
Wyobraź sobie, że jesteś biednym egipskim pucybutem i od rana do wieczora, a właściwie od rana do późnej nocy, obrabiasz lakierki po jednym funcie za parę. Taki gość, któremu właśnie wyczyściłeś buty, nigdy nie poda ci ręki, bo on pan, a ty prostak.
Możesz zapałać oburzeniem w takiej sytuacji, ale nawet jeśli sam nie jesteś hipokrytą, i tak nic nie możesz z tym zrobić. Trzeba się przyzwyczaić, że gdzieś na świecie ludzie zachowują się całkiem inaczej niż ty. Że mają trochę inną wrażliwość i odmienne potrzeby. Że status społeczny jest tam rzeczą absolutnie najważniejszą.
Krytykowanie nierówności w Egipcie nie ma żadnego sensu. To znaczy może ma, ale jest to walka z wiatrakami. Jak chcesz pokrzyczeć o sprawiedliwości, możesz iść z tym na plac Tahrir, dopóki jest okazja. Bo potem wszystko szybko wróci do normy. Zobaczysz.
Moja pańska ręka
Pewnego dnia egipski inspektor, przydzielony do naszej misji archeologicznej, poprosił mnie o maseczkę na twarz chroniącą przed kurzem. Nie miałem już tych maseczek, bo przed chwilą wysłałem robotnika, aby rozdał je pracującym na górze kolegom. Ale inspektor nalegał.
Zawróciłem więc Ahmeda i poprosiłem, by podał jedną maseczkę panu inspektorowi. Inspektor się zdenerwował. Powiedział, że nigdy nie weźmie niczego z ręki zwykłego robotnika i prosi mnie, żebym to ja mu ją podał. Byłem zaskoczony, bo z taką sytuacją spotkałem się dopiero pierwszy raz w życiu, ale szybko pojąłem, że nie czas na dawanie inspektorowi wykładów o zachodniej etyce.
Zagrałem egipski teatr. Wziąłem maseczkę z ręki Ahmeda i swoją szlachetną ręką wcisnąłem ją do równie szlachetnej ręki inspektora. Każdy był zadowolony: ja – że w końcu inspektor pójdzie sobie w diabły, inspektor – że dostał maseczkę z właściwych rąk, Ahmed – że wszystko odbyło się z poszanowaniem zasad, które polegają na kopaniu go w tyłek.
Zastanawiam się, jak mógł czuć się Ahmed. Czy przejął się pogardą, czy to po nim spłynęło. Egipt to całkiem inny świat. Właśnie wtedy zrozumiałem jak bardzo inny.
Interesujące spostrzeżenia.
Dziękuję. Jeśli interesuje Cię temat różnic i relacji między klasami społecznymi w Egipcie, polecam znakomitą powieść współczesną egipskiego pisarza Ali Al-Aswaniego, przetłumaczoną na język polski „Historię pewnej kamienicy”.