Ucz się mówić po arabsku. Nie wiadomo, kiedy może ci się to w Egipcie bardzo przydać. Mnie pewnego razu kilka słów po arabsku być może ocaliło skórę.
Po raz pierwszy pojechałem do Egiptu w 2003 roku. Okazją do wyjazdu był jesienny sezon wykopalisk archeologicznych prowadzonych w dolinie Deir el-Bahari. Mój pobyt w Tebach Zachodnich trwał wtedy trzy miesiące.
Ostatnie półtora miesiąca spędziłem w towarzystwie tylko kierownika ekspedycji. Byliśmy jedynymi członkami naszej ekipy. Inni koledzy wrócili do Polski wcześniej.
Mając dużo wolnego czasu, szwendałem się tu i tam po całych Tebach Zachodnich. Dotarłem nawet do odległych dolin, do miejsc o pół dnia marszu w głąb pustyni. Najczęściej jednak przemierzałem tzw. Oślą Ścieżkę – szlak biegnący tuż przy krawędzi tebańskiego klifu. Samotne wyprawy sprawiały mi dużo satysfakcji i nie uważałem ich za ryzykowne. Zresztą nadal twierdzę, że w Egipcie jest względnie bezpiecznie.
Niebezpieczne zdarzenie w Luksorze
Pewnego dnia wybrałem się na szczyt tebańskiego dżebla. Gdy tak sobie spacerowałem, podziwiając widoki i wsłuchując się w ciszę, znienacka dopadło do mnie trzech wrogo usposobionych młodych mężczyzn o wyglądzie bandytów. Na dzień dobry zażądali ode mnie pieniędzy. Ale nie drobnego bakszyszu na odczepnego, tylko wszystko, co mam przy sobie.
Nie miałem ani grosza, aparatu fotograficznego też nie, więc jeden z mężczyzn, wyraźnie rozeźlony, popchnął mnie do krawędzi drogi. Stałem zaledwie pół metra od przepaści i nie mogłem się cofnąć. Przestraszyłem się, że zaraz mnie pobiją albo nawet zepchną ze skały, bo wciąż napierają. Mimo to starałem się spokojnie rozmawiać z nimi moją łamaną arabszczyzną, której już powoli zaczynałem się uczyć, i nie okazywać lęku.
Myślałem, że nadszedł mój koniec.
Język arabski ocalił mi skórę
Ale wtedy stało się coś niezwykłego. Przywódca szajki nagle powstrzymał kolegów i zaoferował mi… przyjaźń, na co rzecz jasna skwapliwie przystałem. Gdy już po chwili zostaliśmy dobrymi przyjaciółmi, poprosiłem go o wyjaśnienie całej sytuacji.
Mahmud od dawna pracuje z turystami, ale ich nienawidzi, bo większość z nich uważa się za lepszych od Egipcjan i pozuje na jaśnie panów, którym wszystko wolno, skoro płacą amerykańskimi dolarami. Czuje upokorzenie zwłaszcza wtedy, kiedy cudzoziemcy mówią do niego po angielsku i lekceważąco na ty. Nie okazują szacunku swoim egipskim gospodarzom.
Ale ja to co innego. Nie wywyższam się i szanuję jego kulturę i on to docenia.
Spotkałem Mahmuda jeszcze tylko dwa razy. Ale już nigdy na Oślej Ścieżce, na której nie postawiłem nogi aż do końca sezonu, tylko w Dolinie Królów, gdzie od pewnego czasu próbował sprzedawać stare, pożółkłe pocztówki. Zawsze pozdrawiał mnie uprzejmie, tytułując profesorem.
Podobno turyści nadal nie okazują szacunku Egipcjanom…
Z całym szacunkiem, ale jak mam mówić do Egipcjanina inaczej niż po angielsku?
Jeśli Egipcjanin, pracujący w branży turystycznej i mający wiele kontaktów z obcokrajowcami, czuje się upokorzony, kiedy mówią do niego po angielsku, to ktoś powinien mu wytłumaczyć, że nie ma w tym w 99,99% przypadków żadnej złej woli obcokrajowca ani chęci upokarzania czy wywyższania się. Turyści po prostu nie znają arabskiego.
Mój przykład to anegdota. Choć wydarzyło się to tylko raz, to dało mi pretekst do ogólnych przemyśleń. Bo nigdy nie wiadomo, na kogo się trafi podczas samotnych wędrówek. Ale bynajmniej, to jedno nieprzyjemne doświadczenie nie oznacza, że trzeba zmieniać reguły. W branży turystycznej w Egipcie, podobnie jak wszędzie na świecie, język angielski jest użytecznym narzędziem pracy. Na co dzień takie rzeczy się nie zdarzają.