Przez lata podróżowałem po Egipcie z gotówką, płacąc za bilety banknotami. Teraz muszę przestawić się na płatności kartą. Czy to naprawdę lepsze rozwiązanie?
Mój cały budżet przeznaczony na podróż po Egipcie zawsze trzymałem w gotówce. To dawało mi poczucie kontroli i bezpieczeństwa. Za bilety wstępu na zabytki zawsze płaciłem tradycyjnie, to znaczy wręczając kasjerowi zwitek banknotów. Niestety, nadszedł czas, żeby przymusowo opuścić tę strefę komfortu i zapukać do drzwi nowoczesnego świata. Tak zdecydował egipski rząd.
Nie przyzwyczaiłem się jeszcze do nowego systemu sprzedaży biletów, w którym praktycznie wszędzie płaci się kartą. Egipcjanie chwalą ten sposób, twierdząc, że jest bezpieczniejszy i wygodniejszy dla turystów. W kwestii wygody nie zamierzam polemizować, bo bywało, że nosiłem tyle egipskich banknotów, że portfel ledwo się domykał, a resztę upychałem po kieszeniach.
Zawsze staram się mieć wszystkie dokumenty i pieniądze przy sobie. Nie zostawiam nic na kwaterach, chyba że mam naprawdę zaufane miejsce poparte znajomościami.
Kiedyś też można było płacić kartą, ale głównie w najpopularniejszych miejscach. Zdarzało się jednak, że systemy cyfrowe się zawieszały i trzeba było czekać w nieskończoność. Wtedy niezawodna okazywała się gotówka. Noszenie przy sobie większej ilości banknotów miało więc swoje uzasadnienie. Teraz sytuacja się zmieniła. W tym sezonie miejsc z wyłączną obsługą kart jest już ponad setka, a system działa znacznie sprawniej niż kiedyś.
Problemem pozostaje jednak przewalutowanie, które generuje dodatkowe opłaty. To poważna kwestia, bo bilety na zabytki nie są tanie, a kurs funta egipskiego jeszcze niedawno był mocno zaniżony. Turyści płacący kartą tracili podwójnie – najpierw na przewalutowaniu, a potem na kiepskim kursie.
Mam wrażenie, że Egipt promował cyfrowe płatności właśnie po to, by turyści nie mogli korzystać z korzystniejszych kursów na czarnym rynku. Może nie był to jedyny powód, ale jestem pewien, że egipski minister finansów wpisał to w jednym z pierwszych punktów swojego raportu.
Ta modernizacja to część polityki, która ma na celu ściąganie twardej waluty do kraju, czasami w dość rozbójniczy sposób, jak w przypadku specjalnych taryf dla cudzoziemców na przejazdy pociągami. W gruncie rzeczy nie chodzi więc o naszą wygodę, tylko o kasę.
Dziś kurs funta egipskiego jest bardziej stabilny, ale i tak zawsze traci się na wymianie. Dlatego od lat korzystam z karty wielowalutowej. Przelewam na nią pieniądze w złotówkach lub dolarach, a potem w aplikacji przewalutowuję odpowiednią kwotę na funty egipskie. Dzięki temu, kiedy płacę taką kartą, system ściąga mi od razu egipskie funty, bez dodatkowych opłat. Polecam to rozwiązanie.
Oczywiście jeśli wybierasz się do Egiptu tylko raz i zwiedzasz zabytki w ramach wycieczki fakultatywnej, to w zasadzie nie ma to większego znaczenia. Jednak dla mnie oszczędności są spore.
Jeśli jednak chodzi o bezpieczeństwo płacenia kartą w Egipcie, to mam pewne obawy. Sam system cyfrowy działa dobrze, ale kasy wciąż nie nadążają za tą nowoczesnością. W wielu miejscach trzeba podać kasjerowi kartę do ręki, a on zabiera ją w czeluść swojej kanciapy i gdzieś podpina. Trudno poczuć się bezpiecznie, kiedy nie widzisz, co dokładnie dzieje się z twoją kartą.
Jako miłośnikowi wolności, zwłaszcza finansowej, trudno mi pogodzić się z tym, że podczas podróży muszę polegać na „elektronice”, która choć momentami wygodna, bywa awaryjna, a przy tym ogromnie podatna na inwigilację. Gotówka daje mi poczucie niezależności, której żadne nowoczesne technologie nie są w stanie zastąpić.
W Aleksandrii przy cytadeli zakup biletu i płatność kartą trwała prawie pół godziny, była okazja do wymiany zdań na ten temat. Myślałem, że coś nie tak z moją katrą, ale w końcu się udało i przy okazji spotkałem sympatycznych Polaków. Za to w Bibliotece Aleksandryjskiej wszystko przebiegło bez problemów.