Narodowe Muzeum Starożytności w Lejdzie ma jedną z 10 najlepszych na świecie kolekcji egipskich. Marzę o dniu, w którym dowiem się, co właściwie tam oglądam.
Początkiem kolekcji egipskich starożytności w Lejdzie były pojedyncze obiekty, głównie mumie i eksponaty botaniczne, pozyskiwane przez Ottona van Heurna i Korneliusza de Bruyna w XVII i XVIII wieku. Część kolekcji zakupili w Egipcie obrotni kupcy, tacy jak mieszkający na Bliskim Wschodzie David Le Leu de Wilhem, jeden z pierwszych Holendrów odwiedzających Sakkarę.
Ale to były na razie początki zainteresowania się w Holandii dziedzictwem starożytnego Egiptu, jak i wszelką egzotyką w ogóle. Praktycznie cały Bliski Wschód przed epoką napoleońską był niedostępny dla Europejczyków. Oczywiście docierali nad Nil odważni podróżnicy, traktujący Egipt jako ciekawy przystanek w pielgrzymce do Ziemi Świętej, ale były to jednostki.
Inspiracje do kolekcjonowania starożytnych zabytków tudzież innych osobliwości z Egiptu wynikały głównie z ciekawości pierwszych badaczy amatorów. W owym okresie nie było jeszcze zawodowych egiptologów, nikt nie umiał czytać hieroglifów, a cała wiedza o historii i kulturze starożytnego Egiptu opierała się na Biblii i fantazjach literatów.
Rekrutowali się spośród lekarzy, przyrodników, artystów czy przedstawicieli lokalnej arystokracji. Tak zwane studia nad zabytkami odbywały się z reguły w domach prywatnych, w godzinach wieczornego relaksu, a najbardziej popularną rozrywką były oględziny mumii. W szczególności jej rozwijanie.
Holenderskie Narodowe Muzeum Starożytności (Rijksmuseum van Oudheden) zostało założone w 1818 roku, pierwotnie jako “gabinet archeologiczny” Uniwersytetu w Lejdzie. Jego pierwszym dyrektorem był Caspar Reuvens, pionier w dziedzinie archeologii.
W XIX wieku do kolekcji prahistorycznej i średniowiecznej dodano wiele obiektów ze starożytnego Bliskiego Wschodu, antycznej Grecji i starożytnego Egiptu. Do II wojny światowej muzeum było jedyną oficjalną holenderską instytucją prowadzącą wykopaliska archeologiczne.
W dniu 1 lipca 1995 roku muzeum stało się niezależną organizacją non-profit, która zarządza archeologiczną częścią holenderskiej kolekcji narodowej.
Zwiedzanie muzeum w Lejdzie
Z punktu widzenia miłośnika egipskich starożytności najciekawszą częścią muzeum w Lejdzie jest parter, gdzie w kilku salach wystawiono zabytki pochodzące z różnych okresów historii Egiptu. Od Starego Państwa aż po okres ptolemejsko-rzymski (m.in. świątynka z Tafis) i koptyjski.
Teoretycznie Narodowe Muzeum Starożytności w Lejdzie dysponuje ok. 25 tys. zabytków egipskich. Nie wiem, jak sporą część z nich zaprezentowano na wystawie, ale jest ich naprawdę dużo. Choć na całe szczęście nie aż tak dużo, by wyjść zmęczonym jak po wizycie w Muzeum Kairskim.
Zabytki są zróżnicowane pod względem ich jakości, stanu zachowania i formy artystycznej. Zdarzają się cudactwa niskich lotów, jak np. bardzo brzydki sarkofag z XVII dynastii, ale i arcydzieła, choćby znane rzeźby z Nowego Państwa czy cudowny sarkofag z III okresu przejściowego.
Holenderska kolekcja egipska należy do 10 najlepszych na świecie, toteż nic dziwnego, że muzeum jest z niej szczególnie dumne. Na jej tle „rówieśnicze” zbiory bliskowschodnie wypadają bardzo skromnie. Nawet antyczna Grecja nie robi aż tak dobrego wrażenia, choć tę część wystawy również poleciłbym zobaczyć, choćby pobieżnie.
Muzeum zadbało o bardzo nowoczesną aranżację wystawy egipskiej. Zabytki ogląda się naprawdę bardzo przyjemnie. Świątynię z Tafis można zwiedzać również od środka. W podobny sposób potraktowano dwie kaplice grobowe z Sakkary, które zrekonstruowano trójwymiarowo, tak jak wyglądały w rzeczywistości.
Zabytki nie są usytuowane na wystawie zbyt wysoko. Nie trzeba też przesadnie się schylać, aby coś zobaczyć. Nie w każdym muzeum tak jest. Niestety mam bardzo poważne zastrzeżenia do dwóch rzeczy. Po pierwsze: oświetlenie. Jest równie dobre, co fatalne, bo cienie zasłaniają większość szczegółów.
Owszem, ekspozycja ładnie prezentuje się z daleka, bo półcienie robią klimat, ale kiedy tylko chcemy dostrzec jakiś detal, np. na rozwiniętym w gablocie ściennej egipskim papirusie, nie można się tak ustawić, aby nie było odblasków na szkle tudzież cieni zasłaniających połowę hieroglifów.
Po drugie, i to już jest naprawdę karygodne w muzeum ze zbiorami rangi światowej, większość opisów jest tylko po niderlandzku. Doprawdy trudno mi to pojąć.
Wyjąwszy wspomniane wyżej mankamenty Narodowe Muzeum Starożytności w Lejdzie zdecydowanie warte jest polecenia.