Śmieci w Egipcie cuchną w kanałach, obok meczetów, a nawet w obiektach zabytkowych najczęściej odwiedzanych przez turystów. Są po prostu wszędzie.
Setki tysięcy ton rozkładających się resztek jedzenia, plastikowych butelek i kubków, starych szmat i łachów, puszek po napojach, zniszczonego sprzętu RTV, tekturowych pudeł oraz innych śmieci, które walają się na ulicach w każdym egipskim mieście i zalegają na chodnikach naprzeciwko domów.
Na hałdach odpadków żerują półdzikie koty i psy. Plastikowymi opakowaniami pożywiają się kozy. W tym syfie grzebią dorośli i bawią się dzieci. Estetyka w pojęciu europejskim to w Egipcie oksymoron.
Wielkomiejski picuś glancuś w śnieżnobiałych trampkach w Egipcie postradałby zmysły. Już go widzę biegającego po zakurzonych ulicach z workiem śmieci i szukającego kontenera, do którego mógłby wysypać wyselekcjonowaną zawartość. Życzę powodzenia.
Kair – śmieciowa stolica Egiptu
Ale najgorzej jest chyba w największych miastach, zwłaszcza w Kairze, gdzie nikt nad niczym nie panuje.
Stolica Egiptu liczy, według różnych szacunków, od ok. 15 do aż 25 milionów mieszkańców. Jak jest naprawdę, nie wiadomo, a oficjalne statystyki mogą wprowadzić w błąd.
Codziennie do pracy w tej największej metropolii Afryki dojeżdżają miliony ludzi, tyle samo wybiera się w przeciwnym kierunku. Oczywiście każdy z nich zostawia tam swoje śmieci.
Wielki Kair codziennie przetrawia żywność, chemię i elektronikę w ilościach gargantuicznych. Ale jak każdy organizm po obfitym posiłku, wydala z siebie to, co zbędne. Jest tego aż 23 tysiące ton dziennie! Problemem jest tylko to, właściwie kto i przede wszystkim JAK to wszystko posprząta.
Brudnym „przemysłem śmieciowym” zajmują się Koptowie – egipscy chrześcijanie. Ale nawet ich moce przerobowe są za małe, mimo że na śmieciach na Mokattamie wyrosła niejedna rodzinna fortuna.
W Górnym Egipcie też brudno
Kiedy ostatnio wybrałem się do Asuanu na południowym końcu Egiptu, zobaczyłem reprezentacyjny deptak wzdłuż Nilu, który zmienił się w zwyczajne śmietnisko. Restauracje i kawiarnie pozamykano.
Na chodniku kłębił się kurz, w te i we wte przewalały się z wiatrem jakieś brudne torby foliowe i obsrane papiery. Przycumowane na stałe do nadbrzeża feluki sprawiały wrażenie śniętych bezrobotnych.
Ogólnie syf, kiła i mogiła.
To oczywiście skutek ostatniej rewolucji, po której ruch turystyczny w Egipcie drastycznie zmalał. Teraz do Asuanu mało kto zagląda. I pomyśleć, że Agata Christie w 1937 r. uczyniła to piękne miasto, a szczególnie wspaniały hotel „Old Cataract”, scenerią swojej najsłynniejszej powieści Śmierć na Nilu.
Zaśmiecone wybrzeże Aleksandrii
Ale najbardziej przygnębiające wrażenie sprawia wybrzeże morskie łukowato wklęśnięte do lądu w samym centrum Aleksandrii.
O ile w innych miastach Egiptu jestem raczej nieczuły na uroki śmieciowego krajobrazu, tutaj pierwszy i chyba ostatni raz doznałem estetycznego wstrząsu z pogranicza padaczki.
Morze kojarzy mi się od dzieciństwa z czyściutką plażą. Tutaj dochodzą jeszcze górnolotne skojarzenia: Aleksander Wielki, Biblioteka, Serapeum, Marek Antoniusz i Kleopatra, św. Marek i pierwsi chrześcijanie, kultura późnego antyku itd. To, co dziś można zobaczyć w miejscu dawnej stolicy Lagidów… No nie!
(Ale może zawsze właśnie tak było?).
Po prawdzie znalazłem skraweczek w miarę czystej plaży, ale po zdjęciu butów i wejściu do wody o mały włos nie nastąpiłem bosą stopą na pustą strzykawkę z igłą, którą wyrzucił do morza jakiś ćpun. Jeśli już koniecznie plażować w Aleksandrii, to zdecydowanie gdzie indziej.
Na koniec mała porada. Egipski savoir-vivre: jeśli masz zamiar rzucić na ulicę butelkę po koli, skórkę banana, ogryzek czy cokolwiek, to ciepnij tego śmiecia na już istniejącą hałdę syfu zamiast budować nową.
Na niewiele się to zda, bo śmieci w Egipcie przez to nie ubędzie, ale przynajmniej będzie cool.